PRZECZYTAJCIE NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM, BARDZO WAS PROSZĘ :)
Podjechaliśmy autem pod niewielki pałacyk za miastem. Słychać było już stłumione dźwięki muzyki. Wokół pałacu krążyło mnóstwo ludzi w przeróżnych strojach. Zanim Justin zaparkował, zdążyłam zauważyć, że ludzie przechodzili przez błękitny dywan do wejścia, przy którym stał chłopak sprawdzający bilety.
-Wzięłaś je chociaż? - spytał Justin, wyciągając kluczyk ze stacyjki.
-Nie wiem - grzebałam w torebce. - Dobra, są - odetchnęłam, kiedy natrafiłam dłonią na kopertę.
-Cholera, a miałem nadzieję... - mruknął.
-Jaki kretyn - uderzyłam go kopertą po twarzy.
Justin jęcząc, wysiadł z auta. Zamknął samochód i wziął mnie za rękę.
-Nie umiem tańczyć - stwierdził, kiedy weszliśmy na dywan.
-Ja też nie - wzruszyłam ramionami.
Justin przegryzł policzek. Naprawdę nie chciał tu być i pewnie gdyby to był inny wieczór, odpuściłabym, ale to była nasza ostatnia noc i nie miałam zamiaru spędzić jej w mieszkaniu Justina. Podałam bramkarzowi bilety. Kiedy skinął głową, weszliśmy do środka. Od razu dopadło nas gorąco, jakie panowało na wielkiej sali. Tańczyło w niej mnóstwo osób. Muzyka dudniła, a światła laserowe niemal oślepiały.
-Nie podoba mi się tu - krzyknął mi do ucha Justin.
-Nie słyszę - udałam.
Pociągnęłam Justina w tłum ludzi. W czasie naszego przemieszczania piosenka z dynamicznej zmieniła się na wolną. Ustaliśmy mniej więcej po środku sali między dziewczyną z długimi blond lokami przebraną za wróżkę i jej chłopakiem Piotrusiem Panem, a Azjatką piratką i jej partnerem, również piratem. Z tego, co zdążyłam zauważyć każda para była dopasowana do siebie kostiumami, a my nie. Bo niecodziennie widzi się wampira z czarownicą. Ale w końcu zawsze byliśmy wyjątkowi. Zarzuciłam Justinowi ręce na szyję, a on swoje położył na mojej talii. Zaczęliśmy poruszać się w rytm muzyki.
-Czuje się jak głupek - powiedział Justin. Nie musiał już krzyczeć.
-Przestań, bo mnie zaczynasz denerwować.
Justin westchnął, ale nie przestawał tańczyć.
-Rozluźnij się trochę, proszę cię - jęknęłam. - Przestań myśleć chociaż na dwie godziny, dobra?
Justin zawahał się, ale w końcu kiwnął głową. Przeniosłam ręce z karku na jego policzki i cmoknęłam w usta.
-Było warto - zaśmiał się.
Piosenka zmieniła się z powrotem na bardziej skoczną. Justin rzeczywiście zastosował się do mojego polecenia i przestał narzekać, a zajął się dobrą zabawą. Przetańczyliśmy kolejne szybkie piosenki, aż w końcu postanowiliśmy usiąść na jednej z ławek stojących pod ścianą, żeby odpocząć. Obserwowaliśmy pary w zabawnych kostiumach i śmialiśmy się z tego, jak tańczą. Kiedy rozbrzmiały pierwsze nuty spokojnej piosenki, postanowiliśmy wrócić na parkiet. Przecisnęliśmy się przez chłopaka Posejdona i dziewczynę rybę, by znaleźć trochę przestrzeni.
-Cass, chyba muszę ci o czymś powiedzieć - westchnął Justin, kiedy zaczęliśmy tańczyć.
-A to będzie miłe?
-W pewnym sensie...
-Przeszkadzam? - obok mnie pojawił się chłopak w masce Zorro.
-Tak - odparł od razu Justin.
-Evan? - zmarszczyłam brwi.
-Mogę ci porwać dziewczynę na chwilę? - uśmiechnął się, pokazując dołeczki i spojrzał na Justina.
Ja również popatrzyłam wyczekująco w stronę mojego chłopaka.
-Ta, przyniosę coś do picia... - Justin machnął w końcu ręką i oddalił się.
Evan objął mnie w pasie, a ja nieśmiało położyłam mu ręce na ramiona.
-Myślałam, że wyjechałeś... - zaczęłam.
-Po tym wszystkim? Chyba żartujesz - spuścił nieco głowę. - Ojciec sam wyjechał do Francji. I mam nadzieję go więcej nie zobaczyć.
-Nie mów tak...
-Cassie, to już nie pierwszy raz. Nie chcę mieć z nim nic wspólnego - powiedział Evan zdecydowanym tonem. Było mi przykro, że to po części z mojego powodu zepsuje sobie relacje z tatą. - Przyszedłem tu tylko po to, by cię przeprosić.
-Przecież już mnie przepraszałeś.
-Tak, ale osobiście to co innego. - zaśmiał się. - Polubiłem cię, Cassie.
Otworzyłam szeroko oczy. Nie to spodziewałam się usłyszeć.
-Ale...
-Nie, ja wiem. Nie ma o czym mówić. Lepiej już idź, poszukaj Justina.
Evan zabrał ręce z moich pleców i się odsunął. Posłał mi jeszcze jeden uśmiech, po czym odwrócił się i zniknął w tłumie. Wzięłam dwa głębokie wdechy, by się uspokoić, ale powietrze na sali było zbyt duszne i nic nie pomogło. Musiałam jak najszybciej wyjść na zewnątrz. Przeciskałam się przez ludzi, aż dotarłam do bufetu. Rozejrzałam się z nadzieją, że zobaczę gdzieś Justina, ale nigdzie go nie dostrzegłam. Zauważyłam za to przeszklone drzwi. Jak się domyśliłam, było to wyjście na taras. Poszłam w tamtym kierunku. Na tarasie były dwie pary. Jedna całowała się przy balustradzie, a druga w ciemnym kącie chyba była w trakcie kłótni. Ale moją uwagę bardziej przykuł Justin, siedzący na jednym ze stopni, prowadzących do ogrodu.
-Miałeś przynieść coś do picia - usiadłam obok niego.
Justin smętnie podniósł głowę.
-Przyniosłem - wskazał na dwa puste plastikowe kubki, stojące obok niego.
-Nie chcesz wiedzieć, czego chciał Evan? - podpuściłam go.
-Cassie, wiem kto podpalił magazyn - Justin mnie zignorował.
Mina mi zrzedła.
-Wiedzą, że to nie ty, prawda?
Justin pokiwał głową. Odetchnęłam.
-Więc o co chodzi?
-On to zrobił.
-Kto? - zmarszczyłam brwi.
-A pamiętasz po co jechaliśmy do Los Angeles?
Spuściłam wzrok. Mimo że to podczas tego wyjazdu więzi między mną, a Justinem się zacieśniły, to nie chciałam go pamiętać. Justin chciał wtedy zabić mordercę Rose. Nie zrobił tego, ale całą ta sytuacja kosztowała nas mnóstwo nerwów. A teraz on wrócił...
-Tak bardzo chciałem się dowiedzieć o co mu chodzi...
-I co zrobiłeś? - spojrzałam na niego z niepokojem.
-Nic, Cassie. Odpuściłem. Dla ciebie.
Wraz z tymi słowami wielka gula, którą miałam w krtani, zniknęła. Uśmiechnęłam się.
-Naprawdę?
-Ale to nie znaczy, że po w twoim wyjeździe nie rozwiążę tej sprawy - uśmiechnął się blado.
-Justin - jęknęłam. - Masz mi obiecać, że nie zrobisz nic głupiego. Obiecujesz?
-Zależy co..
-Obiecujesz?! - powtórzyłam wymownie.
-Tak! Obiecuję.
Zdjęłam tiarę i niezdarnie przygładziłam włosy. Usłyszałam, jak szybkie beaty zmieniają się w spokojne nuty.
-Matko, znowu ta piosenka - Justin przyłożył sobie dłonie do uszu.
-O co ci chodzi? Jaka to piosenka? - spytałam zdezorientowana.
-Let her go. Cały czas słyszę ją w radiu, prześladuje mnie.
-Chodź, zatańczmy do niej - zaproponowałam.
-Cassie, ja nie będę do tego tańczył - odparł ponuro.
-Dlaczego?
-Bo mam wrażenie, że ta piosenka to wiadomość dla mnie, żebym w końcu dał ci wrócić do domu - spuścił głowę.
-Co?...
-Cass, ja wiem, że ty nie chcesz zmienić dla mnie uczelni - powiedział. - Wiem, że nie znaczę dla ciebie tyle, ile ty dla mnie... I nie odpowiadaj. Dla mnie to nie ma znaczenia. Chcę tylko, żebyś wróciła tu w przyszłym roku. Obiecujesz?
Zamarłam. Zabolało mnie to, w jaki sposób Justin myśli o naszym związku. Poza tym myślałam, że będzie starał się mnie zatrzymać, a on naprawdę chciał dać mi odejść.
-Ta-ak - wyjąkałam. - Obiecuję.
Wsłuchałam się w słowa piosenki i miałam wrażenie, że zaraz się rozpłaczę, więc położyłam głowę na ramieniu Justina i objęłam go ręką.
-Wracajmy do domu...
***
<<podkład>>
-Oddasz kostiumy? - spytałam go niepewnie.
-Tak, jasne... Wszystko o czym będę myślał po twoim wylocie, to to żeby oddać te zasrane kostiumy.
-Justin - zacisnęłam zęby. - Naprawdę mi nie pomagasz.
Justin pokręcił głową i już się nie odezwał.
-Zamówisz mi taksówkę? - spytałam wpół do jedenastej. Za pół godziny miałam być na lotnisku, żeby spotkać się z Danielem i mamą.
-Jaką taksówkę? Głupia jesteś? Odwiozę cię - prychnął.
-Nie chcę pożegnania na lotnisku.
-Nie obchodzi mnie to - sapnął i zgarnął z szafki kluczyki od samochodu. - Możemy być razem całe trzydzieści minut dłużej i mam z tego zrezygnować?
Uśmiechnęłam się pod nosem. Był taki wspaniały...
Wyszliśmy z mieszkania. Justin wziął moją walizkę, a ja zamknęłam drzwi. Wsiadłam do samochodu Justina, z myślą, że wszystkie te rzeczy robiłam po raz ostatni. Ostatni raz schodziłam po obskurnej klatce schodowej, ostatni raz widziałam blok Justina i ostatni raz wsiadałam do jego auta.
Im bliżej lotniska, tym większą miałam ochotę się rozpłakać. Żeby powstrzymać łzy oparłam głowę o szybę i przyglądałam się mijanym budynkom.
Kiedy Justin zatrzymał auto na lotniskowym parkingu, nie miałam ochoty ruszyć się z miejsca.
-Chodź, Cass, bo się spóźnisz na samolot.
-Może chcę? - mruknęłam.
-Trochę za późno.
Przegryzłam policzek i wyszłam z auta. Już dawno nie czułam się tak źle. Nie chciałam wracać, ale nie mogłam też tu zostać...
Dostrzegłam auto mamy kilka samochodów dalej. Justin wziął mój bagaż i przeszliśmy przez rozsuwane drzwi do wielkiej hali. Zaczęliśmy iść w kierunku odprawy. Przy jednym ze stanowisk stał już Daniel, a obok niego mama. Pomachała mi.
-Spakowaliśmy twoje rzeczy do walizki Daniela - powiedziała na przywitanie.
-Jasne - uśmiechnęłam się blado.
Oddałam mój bagaż i pokazałam paszport. Po wszystkich formalnościach, postanowiliśmy nie czekać, tylko od razu iść do samolotu. Mama i Justin odprowadzili nas tak daleko, jak tylko mogli. Zatrzymaliśmy się przy grubych metalowych drzwiach. Daniel pokazał stewardesie nasze bilety, a ja wpadłam w ramiona mamie.
-Oh, Cassie. Przykro mi, że to tak wszystko się potoczyło - powiedziała, głaszcząc mnie po głowie.
-To nie twoja wina - mruknęłam. - Przyjedziesz na święta?
-Jasne. Ale zadzwoń, jak tylko wylądujecie.
Pokiwałam głową i oderwałam się od mamy. Odwróciłam się w stronę Justina.
-To chyba koniec - westchnęłam.
-Na to wygląda.. - pokiwał głową.
Oczy zaczęły mnie piec. Oplotłam ramionami kark Justina i wtuliłam twarz w jego ramię, żeby ukryć łzy. Ostatni raz wącham jego perfumy, ostatni raz go przytulam.
-Kocham cię, Cassie. Nigdy o tym nie zapominaj, dobrze? - mruknął.
-Ja ciebie też - pociągnęłam nosem - Bardzo.
Justin położył jedną rękę na moim policzku i oderwał moją twarz od jego ramienia.
-Nie płacz - powiedział, mimo że jego oczy były całe czerwone i otarł kciukiem moją dolną powiekę. - Nie masz po co. To ja tracę miłość mojego życia, nie ty.
-Jak możesz tak mówić - pokręciłam głową i poczułam, że zaraz kompletnie się rozkleję.
-Cassie, proszę cię, tylko wróć - Justin przegryzł wargę, po czym delikatnie musnął moje usta. - Nawet jesli miałoby to nastąpić za dziesięć miesięcy, wróć, bo nie przeżyję, jesli tego nie zrobisz.
-Przecież obiecałam - wyszeptałam.
-Musimy już iść - usłyszałam poirytowany głos Daniela.
Justin opuścił rękę, którą trzymał na mojej twarzy. Cofnęłam się, dalej patrząc na Justina. Przycisnęłam rękę do ust, bo miałam wrażenie, że zacznę zaraz szlochać. Odwróciłam się plecami do Justina i zamknęłam oczy. Ostatni raz widzę jego twarz... Daniel objął mnie ramieniem. Kiedy stewardesa otworzyła metalowe drzwi, poczułam chłodne powietrze. Od wejścia do samolotu dzielił nas tylko krótki odcinek drogi.
Justin naprawdę mnie kochał. Kochał mnie miłością idealną. Kochał mnie tak bardzo, że pozwolił mi odejść. Zdałam sobie sprawę, że piosenka nie była wiadomością tylko dla niego. Dla mnie również. Bo miłość przychodzi powoli, a odchodzi bardzo szybko, a ja doceniłam ją, dopiero gdy ją straciłam.
_______________________
Taak! Ostatni rozdział!!
Długo, bardzo długo czekałam na tę chwilę. :)
Jestem z siebie niesamowicie dumna, że udało mi się doprowadzić to opowiadanie (NIE TŁUMACZENIE, sądząc po komentarzach jeszcze nie wszyscy się zorientowali) do końca, że komuś się to spodobało. Bardzo wam wszystkim dziękuję za ponad 115 tysięcy wyświetleń bloga, za to że czytałyście, komentowałyście, cierpliwie czekałyście na rozdziały i w ogóle za to, że ze mną byłyście :)
Jedne z was spodziewały się takiego zakończenia, inne nie, niektóre są zadowolone, a niektóre nie. Ale kończąc w ten sposób, zostawiłam sobie otwartą furtkę do ewentualnego powrotu do tego opowiadania, w razie gdyby nowe wam się nie spodobało. Tak, zaczynam nowe opowiadanie, na które już teraz bardzo serdecznie was zapraszam:
Się rozpisałam :') Dziękuję jeszcze raz i mam nadzieję, że zostaniecie ze mną, tylko na innym blogu. ♥