-Cassie... - Edwin spuścił głowę - Wejdźcie, to wszystko wyjaśnię.
-Chyba żartujesz... - Evan był w jeszcze większym szoku niż ja, o ile to w ogóle możliwe.
-Wejdźcie - powtórzył zniecierpliwiony.
-Ale jazda - mruknął Daniel.
Nie zastanawiałam się długo nad wejściem do mieszkania, chciałam w końcu dowiedzieć się o co tu chodzi. Przeszliśmy przez długi, wąski przedpokój, do wielkiego salonu.
-Podobały się filiżanki? - spytał mnie Edwin.
-Co? Jakie... - urwałam, bo zorientowałam się, że mówi o zawartości pudełka, które stało pod moim łóżkiem. - Nie! Nawet tego nie otworzyłam.
-Dlaczego ty jej to w ogóle wysyłałeś?! - zaatakował ojca Evan.
-Też bym chciała wiedzieć - złożyłam ręce na piersi.
Edwin patrzył to na mnie, to na Evana, nie wiedząc komu najpierw wyjaśnić całą tę sytuację. W końcu jednak zatrzymał wzrok na mnie.
-Cassie - zaczął. - Nie chciałem ci się naprzykrzać, naprawdę. Twoja mama prosiła Evana, żeby jakoś odciągnął cię od Justina, ale on się nie zgodził, a ty... Cassie, jesteś piękna...
-O mój Boże - zażenowana spuściłam głowę.
-Chyba byłbym idiotą, jeśli nie bym nie spróbował - głos Edwina przyprawiał mnie o mdłości.
-Nie, ja jednak nie chcę tego słuchać - jęknąłem.
-Chaby się zaraz zrzygam - mruknął Evan. Podszedł do uchylonego okna i zaczerpnął powietrza.
Ja też miałam wrażenie, że wszystko przewraca mi się w żołądku.
-Cassie, proszę - Edwin delikatnie chwycił moje nadgarstki. - Pojedź z nami do Paryża. Dam ci o wiele więcej, niż ten twój Justin, Cassie... - w jego oczach pojawiła rozpacz, miałam wrażenie, że zaraz się rozpłacze.
Edwin albo był bardzo dobrym aktorem, albo naprawdę miał nadzieję, że się zgodzę. Ale ja wyrwałam się z jego uścisku i cofnęłam się, łapiąc Daniela za ramię.
-Przestaję wierzyć w ludzkość - pokręciłam bezradnie głową i wyszłam z salonu, ciągnąc za sobą mojego brata.
-Nie wierzę... - przechodząc przez przedpokój, usłyszeliśmy głos Evana. - Jesteś starym dziadem, jak w ogóle mogłeś sądzić, że ona cię...
Nie dosłyszeliśmy końca jego wypowiedzi, bo zatrzasnęłam drzwi mieszkania. Mimo mojej wcześniejszej niechęci do Evana, teraz bardzo mu współczułam. Było mi głupio, że go posądziłam, że tak na niego napadłam, ale... skąd mogłam wiedzieć? Nawet on nie zdawał sobie sprawy, że jego ojciec może oglądać za młodszymi dziewczynami.
-Cassie - zaczął Daniel, kiedy wsiedliśmy do windy.
-Nic nie mów - ucięłam. Nie miałam ochoty o tym rozmawiać. Dalej trzymało się mnie zażenowanie i pewien rodzaj zawstydzenia.
-Chciałem cię tylko pocieszyć - przewrócił oczami.
-Dobra - westchnęłam. - Dawaj.
-Nie, czekaj - Daniel wybuchnął śmiechem. - Wyobraziłem sobie was razem i ... - Daniel zgiął się w pół ze śmiechu.
-Przestań - warknęłam i trzepnęłam go po głowie, ale nie przestawał się śmiać.
W końcu sama odpuściłam i lekko zachichotałam. Ta sytuacja była tak głupia, że aż śmieszna i chyba nie warto było się nią przejmować, zwłaszcza, że Edwin miał wyjechać dziś wieczorem, a ja za kilka dni.
Daniel wziął głęboki wdech.
-Masakra - stwierdził.
W tym samym momencie drzwi windy otworzyły się na parterze apartamentowca.
-Zawieź mnie do Justina. - nakazałam.
***
-Justin? - krzyknęłam, wchodząc z impetem do mieszkania.-Cassie? - Justin wyjrzał z kuchni. - Co ty tu robisz?
-Padniesz, jak ci coś opowiem - zrzuciłam buty i kopnęłam je pod ścianę. Weszłam do kuchni.
-To ja może lepiej siądę - zaśmiał się.
Justin zajął miejsce na krześle. Oparłam się o szafkę kuchenną.
-Wiem, kto wysyłał mi kwiaty - zakomunikowałam.
-Evan - wzruszył ramionami Justin
-No właśnie nie! - wyrzuciłam ręce w powietrze. - A ty skąd wiesz, że go podejrzewałam? - opuściłam ręce i spojrzałam na niego podejrzliwie.
-Cassie - zaśmiał się Justin. - Widziałem jak on reaguje na ciebie, a jak ty na niego. Też czasem myślę, wyobraź sobie.
-No, ale to nie Evan - odparłam melodyjnie.
-To kto? - zmarszczył brwi.
-No to pomyśl, podobno jesteś w tym niezły - droczyłam się.
Złożyłam usta w dzióbek i milczałam, chcąc go zirytować.
-No powiedz - namawiał.
Zaczęłam oglądać swoje paznokcie, ale dalej milczałam.
-Cassie! - krzyknął zdenerwowany.
-Dobra - zaśmiałam się. - Edwin.
-Ojciec Evana? Żartujesz - prychnął..
-Chciałabym żartować - pokręciłam głową bezradnie i zaśmiałam się.
-Jak to wysyłał ci kwiaty?! Po co? - zdenerwował się.
-Myślisz, że ja wiem? - złożyłam ręce na piersi.
-I mówisz o tym tak spokojnie?! Co za wstrętny pedofil...
-A jak mam mówić? - spytałam go, rozkładając ręce. - Wiesz, że on mi proponował wyjazd do Francji. I drogie prezent? No wiesz... brylanty, diamenty - podkoloryzowałam. - Także ty się ciesz, że wybrałam ciebie.
Justin przegryzł policzek. Widziałam, że próbuje się nie roześmiać i utrzymać poważny ton.
-No dobra, przekonałaś mnie.
Podeszłam bliżej Justina i pochyliłam się. Złapałam go jedną ręką za brodę w wbijając mu w jeden policzek kciuk, a w drugi pozostałe palce, sprawiając, że jego wargi wydęły się w rybie usta i cmoknęłam go.
-Kocham twoją ślinę... wszędzie - Justin wytarł usta rękawem.
***
Kolejne dni właściwie przeleciały nam przez palce. Justin nie opuszczał mnie nawet na chwilę. Na pierwszy rzut oka wydawało się, że wszystko z nim w porządku, ale jeśli przychodziło do jakiejś rozmowy o moim wyjeździe, zaczynał zadanie od:-Jak przylecisz za miesiąc, to...
Był całkowicie pewien, że wrócę tu, jak tylko pozałatwiam wszystkie sprawy z przeniesieniem na inną uczelnie, a ja nie potrafiłam mu powiedzieć, że nic z tego nie będzie. Nie potrafiłam mu powiedzieć, że nasza miłość jest zbyt pusta, by mogła przetrwać. Kochałam go całym sercem, co noc byłam bliska płaczu, kiedy myślałam o naszym rozstaniu, ale umiałam spojrzeć obiektywnie na ten związek.
Justin pojechał ze mną i moją mamą, żeby wypożyczyć kostiumy na bal.
-Justin, one nie muszę być straszne - westchnęłam, kiedy Justin wskazał strój wampira.
-Ale mogą, prawda?
Mogłam coś jeszcze dodać, ale sama zauważyłam niesamowity kostium czarownicy i nie było mowy o niczym mniej strasznym.
W przeddzień balu zadzwonił mój telefon. Nie znałam numeru, więc długo zwlekałam z odebraniem, ale w końcu nacisnęłam zieloną słuchawkę na ekranie.
-Słucham? - powiedziałam niepewnie.
-Cześć - bez problemu rozpoznałam głos Evana.
-Oh, hej - nie udawałam, że nie jestem zaskoczona.
-Chciałem cię tylko przeprosić - westchnął. - Za moje zachowanie, za mojego ojca... Za wszystko.
-To nie twoja wina - mruknęłam.
-Wiem, ale... no, czuję się odpowiedzialny. W ogóle to mam nadzieję, że Justin się za bardzo nie wkurzył i miedzy wami jest...
-Wszystko okej, możesz być spokojny - zapewniłam.
-Przynajmniej tyle.. - głośno wypuścił powietrze. - Dobra, nie będę ci już przeszkadzał, na razie.
Nie zdążyłam nawet się pożegnać, bo Evan już się rozłączył. Nie opowiedziałam Justinowi o tej dziwnej rozmowie, nie chciałam jeszcze bardziej psuć mu humoru przed moim wyjazdem.
W piątek obudziłam się z wielką niechęcią do jakiegokolwiek wyjścia z łóżka, ale w końcu podniosłam się do pozycji siedzącej. Wstając, przypomniałam sobie o czymś, co leżało pod łóżkiem. Schyliłam się i wyciągnęłam pudełko. Z westchnieniem odwiązałam czerwoną kokardę i zdjęłam pokrywę. W burgundowym aksamicie leżały dwie piękne porcelanowe filiżanki z kwiecistym wzorem i złotymi obwódkami.
-Justin? - zawołałam go. Od godziny krzątał się już po kuchni. - Czy to są te filiżanki, z których pije się z odchylonym palcem? - spytałam, kiedy pojawił się w progu.
-To te od... niego? - zapytał. - Spal je - dodał, gdy pokiwałam głową.
Przewróciłam oczami. Najchętniej zabrałabym je ze sobą do Nowego Jorku, ale pobiłyby się w samolocie, wiec stwierdziłam, że oddam je mamie.
Około czwartej zaczęłam robić makijaż na bal. Całe powieki pomalowałam czarnym i srebrnym cieniem i dodałam grube kreski eyelinerem. Usta pomalowałam czarną pomadką, która kupiłam w specjalnym sklepie. Dopiero po zrobieniu pełnego makijażu, ubrałam się. Sukienka była zwykła, czarna, z szerokimi postrzępionymi rękawami. Była obcisła w talii i postrzępiona na dole w ten sam sposób, co na rękawach. W miejscu pleców materiał sukienku był wycięty w pajęczynę. Na natapirowane włosy nałożyłam wysoką tiarę. Kiedy wyszłam z łazienki, Justin stał przy lustrze w przedpokoju i nakładał czerwone szkła kontaktowe.
-I jak? - odwrócił się do mnie.
-O Boże - zaśmiałam się, widząc jego czerwone tęczówki. - Wyglądasz, jak Edward!
-No wiesz - żachnął.
Strój Justina składał się głównie z peleryny, czarnej z zewnętrznej strony, a czarownej od wewnątrz. Justin ulizał sobie włosy z przedziałkiem na prawą stronę.
-Czuję się jak debilka - powiedziałam.
-Wyglądasz jak seksowna debilka - zaśmiał się. - Chodź, musimy to uwiecznić.
Justin wziął swój telefon z szafki i skierował na mnie. Zrobiłam głupią minę, bo wtedy wychodziłam na zdjęciach najlepiej. W końcu Justin podał mi telefon. Włączyłam przedni aparat. Justin ustał za mną. Odchylił lekko na bok moja głowę, żeby udać, że gryzie mnie w szyję, a ja zrobiłam zdjęcie.
-Dlaczego na każdym wychodzę jak kretynka? - jęknęłam. Oddałam telefon Justinowi. - Dobra, gotowy? - spytałam.
-Serio? Pytasz czy jestem gotowy na naszą ostatnią noc? - uniósł brew. - Nie, Cassie, nie jestem...
________________
Omg, jak podliczyłam ile czasu nic nie wstawiłam, to się autentycznie przeraziłam. :o Przepraszam, że tak długo zajęło mi pisanie tego rozdziału i że, mimo tej zwłoki, i tak jest okropny, zwłaszcza początek. Przed nami jeszcze jeden, ostatni... i mam nadzieję, że zakończenie wam się choć trochę spodoba, bo wątpię ze do historii Justina i Cass powrócę. :)
Nie tylko, nie koniec, prosze to jest takie świetne:***
OdpowiedzUsuńo jezu cudowne hsagdhgasdgha pomyśl nad kontynuacją, bo to jedno z nalepszych opowiadań jakie czytałam! :)
OdpowiedzUsuńŚwietny. Jestem ciekawa, czy jednak będą razem.
OdpowiedzUsuńŚwietny. Jestem ciekawa, czy jednak będą razem.
OdpowiedzUsuńjejku <3
OdpowiedzUsuńnie chcę by kolejny miał być tym ostatnim :c
Biedny Justin . Eeej i oni tak sie po prostu rozstana i nie bede wiedziala co sie z nimi dzieje ? Nie rob mi tego, prosze :c
OdpowiedzUsuńJa nie chcę, aby się rozstawali. I wanna and live happily ever after... @Juju_Laugh
OdpowiedzUsuńboshe to jest genialne
OdpowiedzUsuńNie kończ,to jest cudowne !
OdpowiedzUsuńta końcówka mnie załamała... ;< a dokładnie ostatni słowa Justina. ale cóż... tak ma być. ale, kurcze... nie kończ tego, błagam no. ;< jak to opowiadanie się skończy to ja nie wiem co zrobię. ;<
OdpowiedzUsuń@saaalvame
Dziewczyno, musisz wrócic do ich historii!<3
OdpowiedzUsuńSzczerze? Nie rozumiem Cassie. Kocha Justina, tak? Tak. On kocha ją? Tak. Więc, do cholery, czemu nie bierze nawet pod uwagę powrotu? Nie rozumiem i szczerze mówiąc, trochę mnie to wkurza. No ale... może jeszcze nas jakoś zaskoczysz...
OdpowiedzUsuńNie kończ tego ...
OdpowiedzUsuńNie,nie kończ! Zrób 65 rozdziałów nie chce końca nieeeeeeee!!!!
OdpowiedzUsuńBoski :) @Daafi25
OdpowiedzUsuńaż się boję pomyślec co będzie jak ona wyjedzie,
OdpowiedzUsuńooo nie chce konca tej historii , niech Cassie nie zostawia go :((( czekam na nn :))
OdpowiedzUsuńNie zrobisz mi tego ;((((((( Nie mozesz skonczyc ;/
OdpowiedzUsuńNie chce konca :CCC
OdpowiedzUsuńEh no toczekam
OdpowiedzUsuńNiee!!! Prosze nie kończ tej historii.
OdpowiedzUsuńProszę, proszę, proszę, proszę, proszę, proszę nie kończ jej. Kocham to opowiadanie. Jesteś naprawde niesamowita i bardzo Ci dziękuje, że poświęcaszczas na tłumaczenie i proszę nie kończ go...
Jeju załamię się jak nie bd 2 części :c
OdpowiedzUsuńSuper rozdział jak zawsze xx
Błagam, nie kończ tego opowiadania. Dopiero co rano go znalazłam i właśnie skończyłam go czytać. Bardzo prosimy o ciąg dalszy, prawie się popłakałam jak czytałam ten rozdział haha:D Mam nadzieję, że będziesz kontynuować opowiadanie. :*
OdpowiedzUsuń