26 sierpnia 2013

Rozdział 29

-Uspokój się - powiedziałam stanowczo, kiedy otrząsnęłam się z pierwszego szoku.
      Kiedy Justin powiedział, kto to może dzwonić do drzwi, nieco się przestraszyłam. Kompletnie o tym nie pomyślałam. Ale gdy zobaczyłam, że Justin też jest przerażony, wiedziałam, że ja muszę trzymać nerwy na wodzy. Mimo ściśniętego żołądka, wstałam z łóżka i minęłam Justina.
-Cassie - krzyknął szeptem Justin.
     Machnęłam lekceważąco ręką i przyległam do drzwi wejściowych. Zerknęłam przez judasza.
-O Jeeeezu - jęknęłam zadowolona i zaczęłam odliczać drzwi.
-Co ty robisz? - Justin znalazł się koło mnie i złapał za rękę, kiedy chciałam otworzyć drzwi.
     Wbiłam mu łokieć w klatkę piersiową, tym samym go odpychając.
-Ja wiem, że odwołałaś, ale ja po prostu muszę - Aly wpadła do mieszkania. - Wczoraj sobie postanowiłam, że.. Cześć, Justin - Aly automatycznie straciła pewność siebie, z jaką na początku wparowała, kiedy tylko zobaczyła Justina.
-Cześć - mruknął niechętnie, chowając rękę z bronią za placami.
-Chodź, wejdź - uśmiechnęłam się do Aly i pociągnęłam za rękę, drugą zamykając drzwi.
     Ja i Aly przeszłyśmy do salonu, a Justin schował się w swoim pokoju.
-Więęc... - powiedziałam wymownie, siadając na sofie i podkładając sobie łydkę pod tyłek.
-Więc przyszłam się pożegnać - oznajmiła Aly z bladym uśmiechem.
-Coo?... - zmarszczyłam zdziwiona nos.
-No - Aly głośno wypuściła powietrze z ust. - Postanowiłam wrócić do domu.
     Wraz z tymi słowami poczułam nagłe przygnębienie.
-Cassie, ja nie mogę siedzieć twojej mamie na głowie!
-A Daniel?
-Co Daniel? Przyjaźnimy się i nic więcej - wzruszyła ramionami. - Najpierw ten twój wyjazd do Los Angeles, a teraz wyprowadzka...
-Przyjechałyśmy razem, a ja cię zostawiłam - powiedziałam pod nosem i spuściłam wzrok.
     Czułam się jak idiotka. Wzięłam ze sobą Alyson, by się nie nudzić w wakacje, byśmy spędziły razem dwa miesiące. A skończyło się tak, że ja przeżywałam swoją wakacyjną miłość, a ona nudziła się w domu z moim bratem. Szczerze mówiąc, naprawdę myślałam, że Aly i Daniel mają się ku sobie i dlatego nie przyjmowałam się zbytnio tym, że ją zostawiłam, ale najwyraźniej sama sobie wmówiłam ich związek.
-Twoja mama nic mi nie mówi, ale głupio mi, że mieszkam w jej domu, chociaż jestem zupełnie obcą osobą...
-Aly, ja... - zaczęłam cicho. - Przykro mi, że tak wyszło.
-W porządku - westchnęła.
     Uśmiechnęłam się do niej przepraszająco. Było mi przykro, że zmarnowała dla mnie ponad miesiąc wakacji, ale jednocześnie cieszyłam się, że okazała się taką wspaniałą przyjaciółką i nie wypominała mi tego, wiedziała jak ważny jest dla mnie Justin.
-Kiedy masz samolot?
-Jutro wieczorem - odparła.
-Pojadę z tobą na lotnisko - zaproponowałam.
-Nie, nie! Twoja mama mnie odwiezie - Aly powoli podniosła się z miejsca. - Pożegnajmy się tutaj.
     Wstałam z sofy i objęłam ją najmocniej, jak umiałam. Przez ten cały czas kiedy byłam z Justinem, wydawało mi się, że nie potrzebowałam Aly i dopiero, gdy miała wrócić do Nowego Jorku, poczułam, że będzie mi jej strasznie brakować.
-No to zobaczymy się we wrześniu - zaśmiała się i chwyciła za klamkę drzwi wejściowych.
-Dzwoń czasem, co?
-To ty dzwoń - prychnęła i zaraz potem zaczęła się śmiać.
    W chwili gdy drzwi za Aly się zamknęły, Justin znalazł się koło mnie.
-Dobrze, że już poszła - jęknął  i wyciągnął ręce, żeby mnie objąć, ale się odchyliłam.
    W tym samym momencie rozległ się dzwonek do drzwi.
-No i co, kretynko? - otworzyłam drzwi, pewna, że to Aly zapomniała mi o czymś powiedzieć.
    Ale się pomyliłam. Zamiast Aly, w progu zobaczyłam mnóstwo burgundowych róż. Dopiero po chwili za bukietem kwiatów, dostrzegłam  małą głowę mężczyzny z niebieską czapeczkę z nadrukiem firmy kurierskiej.
-Cassie Herdman? - spytał.
-Tak...  - odparłam nieśmiało.
   Mężczyzna wysunął ręce w moją stronę, przekazując mi okazały bukiet.  Poczułam się jak kompletna idiotka. Takie gesty, podobnie jak otwieranie drzwi auta, bardzo mnie peszyły. Ostrożnie się cofnęłam, by móc zamknąć drzwi i odwróciłam się twarzą do Justina, który był w jeszcze większym szoku niż ja. Czyli to nie od niego...
-Masz jakiś wazon? - spytałam niepewnie.
-Nie - warknął.
    Stłumiłam chichot.
-Okej... Sama poszukam.
    Już miałam przejść do kuchni w celu znalezienia wazonu, kiedy Justin mnie zatrzymał.
-Czekaj - powiedział ostro. - Od kogo to? - silił się na spokój.
-A skąd mam wiedzieć?
-Jest bilecik - wysunął rękę, żeby wyciągnąć kartonik.
    Odsunęłam się od niego.
-Mogę najpierw ja? - spytałam szorstko i sięgnęłam po bilecik.
    Natychmiast przerzuciłam wszystkie kwiaty na zgięcie łokcie jednej ręki, a drugą rozłożyłam bilecik i zaczęłam uważnie czytać, czując na sobie nachalny wzrok Justina.
    Piękne róże dla pięknej kobiety. E.R.
    Liścik przeczytałam jeszcze kilkanaście razy, zanim Justin mi go wyrwał, na co tym razem mu pozwoliłam. Czytał go ze zmarszczonym czołem i chyba tak jak ja - nic z niego nie rozumiał. Widziałam jak jego Jabłko Adama pracuje i bałam się, że Justin za chwilę wybuchnie.
-Kto to E.R? - powiedział po chwili.
-Wyglądam, jakbym wiedziała? - spytałam wymownie, nieco zaskoczona jego spokojem.
    Justin pokiwał głową. Wydawało mi się, że uwierzył, że naprawdę nie mam pojęcia. Chyba tylko dlatego jeszcze nie zrobił mi awantury. Odetchnęłam z ulgą.
-Wyrzuć je - rozkazał.
-Chyba żartujesz - parsknęłam i obejrzałam róże. - Są zbyt piękne - powiedziałam z dumą.
     Wycofałam się do kuchni, zanim Justin zdążył mi odpowiedzieć. Położyłam ostrożnie kwiaty na stół i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Wazon dostrzegłam na parapecie. Chwyciłam go prędko i nalałam zimnej wody, po czym włożyłam bukiet i z głośnym westchnieniem opadłam na krzesło.
     Nigdy w życiu nie dostałam kwiatów. A już na pewno nie takich. Na moje oko było tam ze sto róż. Taki bukiet musiał kosztować majątek, więc nie było mowy o żarcie. Powinno mi schlebiać to, że ktoś się mną zainteresował, ale było zupełnie odwrotnie. Niepokoiłam się tym, co sobie teraz myśli Justin i sto razy bardziej wolałabym, żeby ten bukiet był od niego.
    Justin ustał w progu ze spuszczoną głową.
-Jesteś zły?... - spytałam nieśmiało.
-Daj spokój... Widzę, że nie wiesz od kogo to - bąknął.
    Pokiwałam głową, dając mu do zrozumienia, że dziękuję mu za wyrozumiałość.
-Ale się zastanów - podszedł bliżej mnie. - Nie znasz nikogo o tych inicjałach.
-Justin, nie wiem! - jęknęłam.
    Justin cały czas miał zmarszczone brwi. Wiedziałam, że bardzo się stara na mnie nie krzyczeć i byłam mu za to bardzo wdzięczna, bo nie miałam siły się kłócić.
-A ten gość, który cię podwiózł, hm? - rzucił Justin. Oparł się ręką o stół i zawisł nade mną.
-Jaki... Ah, Edwin - prychnęłam. - Chyba żartujesz.
    Pomysł Justina, że Edwin, dorosły mężczyzna, mógłby wysłać bukiet mnie, zwykłej dziewczynie, która równie dobrze mogłaby być jego córką, był po prostu niedorzeczny. Już prędzej...
-No tak - nagle mnie olśniło. Wyprostowałam się.
-Co? - Justin spojrzał na mnie ostro.
-Nie, nic - skłamałam i ponownie się zgarbiłam. - Jednak nie...
    W ostatniej chwili stwierdziłam, że mówienie Justinowi o tym, kto mógłby mi przysłać kwiaty nie jest zbyt dobrym pomysłem. Powinnam załatwić to sama.
    Kiedy Justin wyszedł do łazienki, natychmiast chwyciłam telefon i wybrałam numer mamy. Starałam się mówić najciszej, jak tylko mogłam.
-Mamo, jak... ten twój kolega ma na nazwisko? - spytałam dla upewnienia się w swojej teorii.
-Jaki kolega? -  spytała zdezorientowana. - Dlaczego szepczesz?
-Ten, który był kolacji - stęknęłam zniecierpliwiona. - Z synem.
-Ahh, Edwin! - zaśmiała się krótko. - A po co ci jego nazwisko?
-Chcę znaleźć Evana na Facebooku - wymyśliłam. Boże, co ja gadam?
-To po co pytasz o Edwina? - zdziwiła się. - Pewnie chciałaś, żebym nie wiedziała, ze Evan ci się spodobał - zaśmiała się.
    Przewróciłam oczami i postanowiłam nie wchodzić w tę bezsensowną dyskusję. Czasem lepiej odpuścić.
-Dasz mi to nazwisko?
-Evan Rogers.
    W tym samym momencie Justin wszedł do pokoju. Powiedziałam szybkie "pa" mamie i rozłączyłam się.
-Z kim rozmawiałaś?
-Z nikim - westchnęłam.
    Evan Rogers.
    E.R.
    To miało sens.

_______________

Evan wysłał jej kwiaty, hmmmmm :D

Po skończeniu 65 days zamierzam wziąć się za jakieś tłumaczenie, więc jeśli macie jakieś na pewno nietłumaczone fanfiction to podeślijcie mi linka na asku  czy gdziekolwiek :)


Piszcie na tt, jeśli chcecie być powiadamiane. 

+Jakby to kogoś zainteresowało, to w środę planuję zrobić twitcam. Chciałby ktoś go oglądać? :D Napiszcie mi, bo nie wiem czy jest sens robić :)

31 komentarzy:

  1. rozdział jak zwykle genialny :) czekam na kolejny asdfghjkl

    OdpowiedzUsuń
  2. czuje, że z tego będą kłopoty :D cieszę się, że mimo wszystko nadal piszesz :)

    OdpowiedzUsuń
  3. niech ten idiota się od niej odczepi no

    OdpowiedzUsuń
  4. ej, no! niech ten Evan się odczepi od Cassie! -,- nie lubię go... a tak poza tym może mieć kłopoty z Justinem, a na pewno by tego nie chciał. ;>
    a tak wgl. to cuuudny rozdział <3 już się nie mogę doczekać NN :)

    @saaalvame

    OdpowiedzUsuń
  5. świetny rozdział ! czekam na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń
  6. ten Evan mnie wkurza...no ale coś się dzieje i jest booosko <33

    OdpowiedzUsuń
  7. Evan mnie wkurza. Chociaż Justin jest tak uroczo zazdrosny <3 Tylko żeby nie narobił im problemów...
    Czekam na kolejny odcinek :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Evan może popsuć związek Justina i Cassie...
    Mam nadzieję, że Cass nie odwzajemni tych "uczuć" którymi darzy ją popierdolony Evan
    A tak wgl to świetny rozdział :) x

    OdpowiedzUsuń
  9. Ugh, Evan spadaj od niej ona jest z Justinem <3 I zawsze będzie jego, na pewno nie będzie z Tobą więc tylko kasę zmarnowales :P haha fajnie piszę do Evana #MądraJa :P czekam na kolejny :) @annie_pilch

    OdpowiedzUsuń
  10. Super rozdziała czekam na next .. :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Mogłabyś tłumaczyć "where are you now";P

    OdpowiedzUsuń
  12. No chyba sobie żartujesz, ze Evan wysłał jej kwiaty, a ona nie powie o tym Justinowi... Z tego będzie kłótnia ;c
    No ale, trafiłam tutaj wczoraj, przeczytałam wszystko i nominuję Cię do Liebster Avard ;) Więcej tutaj: http://the-biggest-secret-i-love-you-bieber.blogspot.com/p/liebster-avard.html

    OdpowiedzUsuń
  13. bardzo fajny rozdział i opowiadanie <3

    OdpowiedzUsuń
  14. suuper ! czekam na kolejny :-*

    OdpowiedzUsuń
  15. niech Evan da sobie spokój i zostawi Jassie ♥
    rozdział jak zawsze genialny c: xx

    OdpowiedzUsuń
  16. Rozdział jak zwykle super, mam nadzieję,że Evan nie będzie się już mieszał w sprawy Cessie i Justina:)Czekam na nowe przygody tej pary XD

    OdpowiedzUsuń
  17. Swietny ,zajebisty ,kochaam to opowiadanie <333

    OdpowiedzUsuń
  18. Dodaj kolejny jak najszybciej, błagam

    OdpowiedzUsuń
  19. Cudoooo a Evan niech sie odpieprzy xd kurde Justin wysil sie i kup jej kwiaty °•° J€|€π@ 4€v€® xd poiformuj o nn @ BVictoriaHh

    OdpowiedzUsuń
  20. KOCHAM!!! <33333333333

    OdpowiedzUsuń
  21. Świetny rozdział, ciekawa jestem jak potoczy się ta sprawa z tym Evanem :D

    OdpowiedzUsuń
  22. NAJLEPSZY Z NAJLEPSZYCH <3

    OdpowiedzUsuń
  23. Nie mam słów żeby to opisać. To jest takie ahgdtfgdjmnbvcvffmhjkdnccjhncfd. KOCHAM!!!

    OdpowiedzUsuń
  24. czekam już na następny . booooże nie ma słów . x

    OdpowiedzUsuń
  25. boskie opowiadanie. Czekam na nn <3

    OdpowiedzUsuń
  26. Kiedy dodasz kolejny? PS. Jest już 30 komentarzy ;)

    OdpowiedzUsuń