2 września 2013

Rozdział 30

         Od wyjazdu Aly minęło kilka dni. Od kiedy zabrakło jej w domu mojej mamy, Daniel coraz częściej dzwonił do mnie i potrafiliśmy parę godzin wisieć na linii. Brakowało mu jej. I co najdziwniejsze - mnie też. Zawsze miałam świadomość, że mogę się do niej zwrócić, pojechać i porozmawiać, a teraz... wyjechała. Wiedziałam, że są telefony i za miesiąc się zobaczymy, ale co tu dużo mówić - tęskniłam za nią. Kwiaty, które dostałam stały w wazonie na stole w kuchni i nieco już przywiędły. Ja i Justin przechodziliśmy koło nich kilkanaście razy dziennie, ale ani razu nie poruszyliśmy tematu od kogo one mogą być. Ja to wiedziałam, a on nawet się nie domyślał. I tak było lepiej. Kilka razy przymierzałam się do załatwienia tej sprawy, zadzwonienia do Evana, cokolwiek, ale za każdym razem rozmyślałam się w ostatniej chwili. No bo... Czy to nie dziwne zadzwonić do kogoś, z kim rozmawiało się ledwie raz i wyskoczyć z tekstem "Hej,  może to od ciebie dostałam kwiaty?". Zdecydowanie wyszłabym na idiotkę. Tak więc postanowiłam nic z tym nie robić. Nic do następnego razu, o ile oczywiście ten następny raz nastąpi.
-Jestem głodny - stwierdził Justin, siadając na kanapie obok mnie.
       Było deszczowe popołudnie, więc ja i Justin nie mogliśmy sobie pozwolić na zrobienie czegoś wyjątkowego na zewnątrz. Wprawdzie Justin proponował, żebyśmy wyszli na spacer i poskakali po kałużach, ale zgasiłam go spojrzeniem pełnym dezaprobaty, więc nie namawiał mnie już na żadne wyjście i pozwolił mi spędzić czas w jeden z moich ulubionych sposobów - czytając.
-I co? - uniosłam wzrok znad książki. - Zamów coś sobie.
-Nie mam już pieniędzy - mruknął. - Jest pełna lodówka, dlaczego mi czegoś nie ugotujesz?
-Nurtuje mnie pewne pytanie... - przymknęłam książkę, wkładając kciuk między strony, żeby wiedzieć, gdzie skończyłam. -  Jesteś głupi czy głupi?
    Justin roześmiał się.
-Chyba jednak głupi - Justin wyrwał mi książkę i położył ją za mną.
-Ej, nie wiem, gdzie skończyłam! - zdążyłam zawołać, zanim Justin zbliżył się do mnie.
    Justin musnął ustami moje wargi tak, że po moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz.
-To zaliczka - wymruczał. - Reszta po obiedzie... o ile go zrobisz.
-A może ja nie chcę tej reszta? - spytałam, nieco się z nim drocząc.
-Kłamiesz - odparł pewny siebie. - "Może" cię zdradza.
   Zachichotałam. Jedną rękę położyłam na karku Justina, a drugą wplotłam mu we włosy i przycisnęłam do swojego obojczyka.
-Justin, a ty mi ostatnio obiecałeś, że mi coś ugotujesz - jęknęłam.
-A ty mi obiecałaś - Justin wyswobodził się z moich objęć - że będę mógł ci udzielić lekcji jazdy. A ty udajesz, że zapomniałaś - Justin wygiął usta w podkówkę.
-To moja mina! - żachnęłam żartobliwie. - Dobra, pojeździmy, jak mi pomożesz zrobić obiad.
    Justin jęczał chwilę, ale w końcu zgodził się ugotować coś ze mną. Obejrzawszy wnętrze lodówki, stwierdziłam, że najlepszą i najłatwiejsza potrawą, jaką mogę zrobić jest pizza. Justin znalazł w internecie przepis na ciasto.
-Masz fartuszek? - spytałam.
    Justin zmierzył mnie spojrzeniem mówiącym "chyba żartujesz" i zaczął wyjmować z szafki składniki. Wzruszyłam ramionami. Związałam włosy w luźnego kucyka, żeby przypadkiem nie znalazły się w jedzeniu.
-To co mam robić? - zapytał znudzonym tonem.
-Ciasto - wzruszyłam ramionami. - Ja pokroję warzywa.
    Justin stęknął. Wziął plastikową tubę, do której przesypana była mąka i różową miskę.
-Ile tej mąki? - spytał, zanim zaczął sypać.
-Na oko - wzruszyłam ramionami.
    Justin zaczął trząść pojemnikiem, sprawiając że szczypta maki wpadła do miski.
-W tym tempie, to my daleko nie zajdziemy - parsknęłam
    Podeszłam do niego i złapałam jego dłoń, przechylając równocześnie pojemnik z mąką i sprawiając, że większość jego zawartości znalazła się w misce.
-Ups... - spojrzałam na Justina i uśmiechnęłam się niewinnie.
    Justin zmarszczył brwi i już po chwili przycisnął trzy palce, zabrudzone mąką, do mojego policzka i przejechał nimi po mojej skórze, zostawiając trzy białe smugi.
-EJ - krzyknęłam. Natychmiast wzięłam garść mąki i wysypałam mu na włosy.
     Justin zamarł z otwartą szeroko buzią. Zachichotałam, a on zmierzył mnie gniewnym spojrzeniem. Przestałam się śmiać, kiedy zdałam sobie sprawę, że chyba naprawdę go zdenerwowałam.
-Zniszczyłaś. Mi. Fryzurę - wycedził.
     Przewróciłam oczami i ponownie się zaśmiałam.
-Czekaj, trzeba cię doprawić z drugiej strony.... - powiedział Justin i ponownie zanurzył rękę w mące.
-Co? Nie! - chciałam się od niego odsunąć, ale złapał mnie mocno w talii i zanim się zorientowałam wysmarował mi drugi policzek.
-No kretynie - zawołałam z wyrzutem i wytarłam policzek wierzchem dłoni, na co Justin zachichotał. - Ty się nie śmiej, tylko lepiej rób to ciasto - rozkazałam, próbując brzmieć stanowczo, ale Justin znowu wybuchnął śmiechem.
   Wyjęłam z lodówki warzywa i chwyciłam drewnianą deskę do krojenia. Z szuflady wyjęłam duży nóż i stanęłam przy blacie jak najdalej Justina, żeby już nie miał szansy wysmarować mnie mąką i zaczęłam kroić.
-Cassie, to ciasto się lepi - jęknął.
-Dziwne - odparłam ironicznie.
-Nie, ja nie będę tego robić.
-Justin wyrabiaj to ciasto, ja go nie tknę, więc jak ty tego nie zrobisz, to nie będziesz miał co jeść - mówiłam, żywo gestykulując i podchodząc coraz bliżej Justina.
-Przestań mi tym nożem wymachiwać - zaśmiał się.
-A może ja chcę cię zabić? - spytałam.
      Zaczęłam żartobliwie celować nożem w różne fragmenty ciała Justina zatrzymując się ledwie centymetr od jego skóry. W pewnym momencie jednak źle obliczyłam odległość i nóż przeciął białą koszulkę Justina wbijając się w jego skórę. Przerażona odskoczyłam od Justina i rzuciłam nóż na podłogę. Przez moment słychać było tylko moje dyszenie i ostrze brzęczące o terakotę. Przycisnęłam rękę do ust, patrząc na jak strużka krwi zostawia ślad na ubraniu Justina. Zrobiło mi się gorąco. Justin zgiął się w pół i syknął z bólu.
-Boże Święty - powiedziałam stłumionym głosem. - Justin...
     Justin nic nie powiedział, tylko, cały czas zgięty, podniósł koszulkę do góry, chcąc sprawdzić ranę. Nie widziałam jej, bo zakrył ją swoją głową. Zamarłam w oczekiwaniu na jakiekolwiek słowa.
-Wszystko okej - powiedział w końcu i się wyprostował spuszczając koszulkę na swój brzuch.
-Pokaż, trzeba... trzeba to opatrzyć, Justin! - jęknęłam płaczliwie i podeszłam do niego. Złapałam za brzeg koszulki
-Uspokój się - zaśmiał się lekko. - Tylko mnie drasnęłaś. Już mi nawet krew nie leci.
-Tak? - wyjąkałam. - Ale i tak mi to pokaż, proszę cię...
      Justin westchnął i podniósł koszulkę, odsłaniając ranę, która była nieco nad lewym biodrem. Justin miał rację - nie była głęboka, skóra była lekko przecięta, a krew, która początkowo spłynęła, zdążyła już zaschnąć.
-Chyba naprawdę w porządku... - stwierdziłam z ulgą. - Justin, przepraszam, ja...
-Mówiłem ci, żebyś tym nożem tak nie wymachiwała - uśmiechnął się. - A może to był zamach na moje życie?
-Oh, debilu - zarzuciłam mu ręce na kark i mocno przytuliłam do siebie.
     Justin był najważniejszą osobą w moim życiu i nie darowałabym sobie, gdybym go skrzywdziła. Jak w ogóle mogłam żartować, że chcę go zabić?
-Cassie, zrób mi przyjemność i nie dotykaj się więcej do noży  i w ogóle... ostrych narzędzi - zachichotał.
      Pokiwałam głową.
-Kocham cię - mruknęłam.
-Ja ciebie też. Nawet jeśli chcesz mnie zabić - zaśmiał się.
-Justin, to nie jest śmieszne - żachnęłam i oderwałam się od niego.
-Jest - uśmiechnął się szeroko. - Cassie, ja dalej jestem głodny.
-To... ja zajmę się ciastem - powiedziałam z westchnieniem.
-Tak, sądzę, że to dobry pomysł.
    Jakimś  cudem udało nam się dokończyć pizze bez żadnych uszczerbków na zdrowiu.
-Dobry ze mnie kucharz, co? - Justin odłożył pusty talerz na stolik w salonie.
-To ja robię najlepsze ciasto do pizzy na świecie - rzuciłam na talerz samą końcówkę kawałka pizzy i również odłożyłam go na stół.
-Dlaczego nie jesz końców? - zdziwił się. - One są najlepsze.
    Wzruszyłam ramionami. Nie tylko on się dziwił. Justin chwycił kawałek ciasta z mojego talerza i ugryzł praktycznie jego połowę.  Zaśmiałam się i usłyszałam dzwonek mojego telefonu.
-Cassie, nudzi mi się - usłyszałam jęk Daniela, kiedy tylko przyłożyłam telefon do ucha.
-No i co ja ci na to poradzę?
-Wpadnij na noc, co? Ściągnąłem jakiś horror, to sobie obejrzymy.
-Horror, tak? - droczyłam się. - Kusząca propozycja.
-Zejdziesz na zawał, jak go obejrzysz.
-Ej, nie. Bo ty go już pewnie oglądałeś i będziesz udawał, że ciebie nic nie może przestraszyć - udałam tubalny głos Daniela.
-To jest nowość - zawołał. - Przyjeżdżaj, Justin bez ciebie wytrzyma.
-Okej, będę za pół godziny - rołączyłam się. - Justin?... - zaszczebiotałam.
-Tak, podwiozę cię - przewrócił oczami.
     Zadowolona przeszłam do łazienki, żeby spakować kosmetyki, które będą mi potrzebne. Zdecydowałam się nie brać ubrań, w końcu większość z nich została w domu mamy. Cieszyłam się na ten wieczór z Danielem. W Nowym Jorku często robiliśmy sobie takie noce. I zazwyczaj wtedy towarzyszyła nam też Aly...
-Jestem gotowa - wyszłam do przedpokoju z brązową torbą na ramieniu i zastałam Justina grzebiącego w koszycku wiklinowym, stojącym na komodzie.
-Cassie, gdzie, do cholery, są moje kluczyki od auta? - krzyknął.
    Przewróciłam oczami i złożyłam ręce na piersi.
-A gdzie je ostatnio widziałeś? - spytałam.
-Jezu, Cassie, jakbym wiedział, to już dawno bym je wziął, tak? - warknął.
     Justin wysypał wszystkie rzeczy z koszyka, po czym na chwilę zamarł.
-Czekaj... ostatnio, jak wróciłem, to poszedłem do kuchni. Miałem je w tylnej kieszeni, więc jak usiadłem, to musiałem... O mój Boże, Cassie, jesteś genialna - Justin pocałował mnie w policzek, na co mimowolnie się uśmiechnęłam, i poszedł do kuchni.
-Tak, racja - westchnęłam, mając świadomość, że Justin mnie już nie słyszy. - Jestem po prostu niesamowita.
-Mówiłaś coś? - wyszedł z kuchni, machając palcem, na którym wisiało druciane kółeczko z kluczykiem od samochodu.
-Nic, możemy iść.
-Nie, czekaj. Gdzie są klucze od domu? - Justin w popłochu rozejrzał się po przedpokoju.
     Westchnęłam i podeszłam do drzwi. Wyciągnęłam klucze z zamka i pomachałam nimi przed twarzą Justina.
-No nie wiem - powiedziałam sarkastycznie.
-Dobra, idziemy - żachnął i wyrwał mi klucze.
     Justin otworzył drzwi. Przed wyjściem z mieszkania chwyciłam skórzaną kurtkę z wieszaka. Deszcz już nie padał, ale powietrze nadal było chłodne. Oparłam się o ścianę i poczekałam, aż Justin zamknie drzwi. Po klatce schodowej rozniósł się huk. Nie zwróciłam  na niego szczególnej uwagi, dopóki na parterze nie dostrzegłam znajomej osoby, która ten huk spowodowała.
-Co tu robisz, psie? - Justin stanął w miejscu.
-Pomógłbyś mi, gnojku - Collen zarzuciła włosami i stanęła u stóp schodów, trzymając za sobą wielką walizkę.
    Byłam nieco zaskoczona widokiem siostry Justina. Miała mieszkać z chłopakiem, więc pewnie się pokłócili. O mój Boże, czy to znaczy, że będziemy mieszkać w trójkę?
-Ta - prychnął Justin. - Nie.
    Justin wziął mnie za rękę i pociągnął. Przeszliśmy obok Colleen i już mieliśmy przejść przez drzwi klatki schodowej, kiedy ona znowu się odezwała.
-Justin, ja nie mogę dźwigać. Jestem w ciąży.

_________________

Justin będzie wujkiem, yaaay! :D

Rok szkolny się zaczyna. Czeka mnie nowa szkoła i nowi ludzie. Chyba wpadam w depresję... No ale to dla nikogo nie będzie zaskoczeniem, jeśli napiszę, że rozdziały będą teraz trochę rzadziej. 

Ale póki co 65 days malutkimi kroczkami zmierza do końca... W każdym razie jest bliżej, niż dalej, a ja nie wiem, co mam dalej robić, więc zapraszam do zagłosowania w sondzie:


Głosujcie, komentujcie i piszcie nicki z tt, jeśli chcecie być powiadamiane

PS. Kto chce mi zrobić szablon? :(

21 komentarzy:

  1. rozdział jak zwykle genialny, czekam na kolejny :)
    ps. powodzenia w nowej szkole, trzymam kciuki, będzie dobrze :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooo jaki szok !<3 jesteś niesamowita <33 genialny rozdział :> czekam na następny;)
    i justin wujek..to tak słodko brzmi <33

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział *.*

    OdpowiedzUsuń
  4. Swietny rozdzial.. powodzenia w skl !!! :* <333

    OdpowiedzUsuń
  5. Super i jejjjj Justin będzie wujkiem :D Oby się nie rozstali :/ czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  6. Zabawa z mąką - super :D A z tym nożem... Cassie jest niebezpieczna xD Pod koniec przez chwilę bałam się, że "odwiedził" ich jakiś "kumpel" Justina. A tu taka nowina... Justin raczej nie przyjmie tego z radością.
    Mogłabym Ci zrobić szablon, bo jestem w tym całkiem niezła (skromna jestem, wiem :D). Jeśli byłabyś zainteresowana, napisz na GG: 32685034.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba już masz szablon... Wybacz. Rozdział czytałam na telefonie i dopiero jak skomentowałam, pokazało mi wygląd bloga.

      Usuń
  7. cudowny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  8. @kasiulek981 kurcze linka do 29 nie ma i nie moglam przeczytac :(:( ale nie moge sie doczekac nastepnego :)

    OdpowiedzUsuń
  9. kocham! Oni są tacy słodcy! <3
    i Collen w ciąży?! o__O wow.

    @saaalvame

    OdpowiedzUsuń
  10. ALE ŻE CO?! O... Jezuniu.. Nie mam słów...

    OdpowiedzUsuń
  11. cudowny rozdział. Podziwiam Cię za to jak świetnie piszesz <3

    OdpowiedzUsuń
  12. nie chcę końca, kocham to opowiadanie :c

    OdpowiedzUsuń
  13. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  14. Kocham! Informuj mnie na tt @c00me ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. super opowiadanie ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. kocham to i czekam na nn :)

    OdpowiedzUsuń